niedziela, 23 grudnia 2018

Skrzeble


              Maćko trząsł się z zimna. Stary ojcowski kubrak był wiatrem podszyty. Siarczysty mróz dokuczał coraz bardziej. Gdyby splunąć, na ziemię doleciałaby grudka lodu. Pocieszał się jednak, że jeśli przetrzyma tę noc, kupi lepszą szubę.
Odkąd pamiętał, starzy ludzie we wsi gadali o skrzeblach. Welesowych dzieciach o futrze ze szczerego złota. Maćko widział kiedyś złoto, u wędrownego wołchwa. Jego talizman był pewno więcej warty niż cała wieś. Tak przynajmniej myślał podrostek czekający w zaroślach. Śnieg skrzył w blasku księżyca. Wokół panowała jednak niezwykła cisza.
              Nagle Maćkowi zdało się, że widzi w oddali jasny rozbłysk. Przetarł załzawione, piekące oczy. Ognik jednak nie zniknął. Co więcej, dołączył do niego następny, a po nim jeszcze kolejny. Światełka poruszały się, przeskakiwały jedno przez drugie. Ku radości chłopaka nie przygasały jednak. To musiały być te całe skrzeble! Podniósł się i począł ostrożnie skradać w ich stronę. Miał już gotowy plan. Podejdzie najbliżej, jak się da, a potem zdejmie kubrak, zarzuci na najbliższe skrzeblę i czym prędzej ucieknie! Jakoś wytrzyma te kilka łanów, które dzieliły go od wioski. Później sprzeda skrzeblę szlachcicowi, wołchwowi albo i samemu królowi! I będzie straszliwie bogaty!
              Najpierw jednak musiał złapać biesa. To mogło jednak nie być takie proste. Podobnież miały straszne zębiska. I siłę samego Welesa. Ale Maćko już powiesił na szyi wyciętą w drewienku Swarożycę. A przecież każdy głupi wiedział, że ona chroni od wszelkiego złego. Teraz tylko wystarczyło iść w stronę ogników. Te jednak zdawały się kpić sobie z chłopaka. Raz przybliżały się, to znów oddalały, raz pojawiały się z jednej, raz z drugiej strony. Pewnie liczyły na to, że go zmylą – ale nie z nim takie figle! Szedł wytrwale przed siebie. I już widział przed sobą jasny rozbłysk! Chciał rozsznurować kubrak, kiedy nagle coś skoczyło mu na plecy. Z krzykiem runął w śnieg. Pociemniało mu w oczach. Czuł, jak napastnik szarpie go za szubę…
- Tojad, zostaw! – rozległ się niewieści głos. Zaraz też Maćko poczuł, że potwór odpuścił. Usiadł natychmiast, wypatrując skrzebli. Zamiast tego w odległości kilku łokci ujrzał niewielkie ognisko. Przy nim stała młoda dziewczyna, mimo mrozu ubrana jedynie w cieniutkie giezło. Obok niej przycupnął największy pies, jakiego Maćko w życiu widział.
- Po co się, chamie, po nocy szwendasz? – burknęła nieznajoma.
- Skrzeble! – wykrztusił Maćko.
- Skrzeble? Jakie skrzeble! Prawie żeś mi w ognisko wlazł! Cały rytuał mi zepsułeś, psi synu!
              Dopiero teraz chłopak dostrzegł wypisane na śniegu symbole. Nie umiał czytać ani pisać, ale znaki budziły niepokój. Potrzebował chwili, żeby zrozumieć i dopiero wtedy zdjęła go groza. Ta niewiasta była wiedźmą! Musiała omamić go jakimś urokiem, dlatego wziął ogień za blask skrzebli. Rozdziawił usta, niezdolny wykrztusić słowa.
- Poszedł stąd, chamie! Dość już żeś szkody narobił! Co się gapisz? Mówię, won! Won, bo kuśkę zabiorę i w ogródku zasadzę! – krzyknęła czarownica.
              Maćkowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Odwrócił się i z wrzaskiem pobiegł w stronę wioski.

***

              Agata spojrzała w ślad za uciekającym chłopkiem, kręcąc głową.
- Dobrze, żeś go wyniuchał, Tojad – powiedziała, kładąc dłoń na łbie jarchuka. – Jeszcze chwila i zostały by z niego marne strzępy!
              Zatarła stopą wypisane na śniegu runy. Powietrze zafalowało, gdy czar niewidzialności przestawał działać. Przy ognisku zmaterializowała się niewielka klatka. A jej żelazne pręty szarpał porośnięty złotym futrem szczurzy szkielecik.





Od Autorki


Skrzeble pojawiły się dzisiaj u mnie nie bez powodu - te mało sympatyczne stworzenia z kaszubskich wierzeń zagrażały ludziom wyłącznie pod koniec grudnia, a szczególnie złośliwe bywały właśnie w okolicach Świąt. Dlatego jeśli zobaczycie w najbliższym czasie tajemnicze błędne ogniki, zostańcie w domu i rozkoszujcie się świąteczną atmosferą, a najlepiej zaśpiewajcie głośno kolędę! Wesołych Świąt