środa, 28 sierpnia 2019

Igrając z Ogniem


              Dźwięk kornetu nakreślił kształt pomieszczenia. Mistrz Natterkönig czekał cierpliwie, aż wzywający go bard skończy tworzyć wizję. Patrzył, jak piętrzą się łuki i układają się omszałe kamienie. Ciemna, wilgotna piwnica nie była miejscem, którego się spodziewał. Chwilę później pomiędzy cieniami zmaterializowała się szczupła postać. Czy to przez zacięty wyraz twarzy, czy też przez coś w jej ruchach zdawała się pasować do tego miejsca. Za pasek przy zwykłym letniku z ciemnej materii zatknęła czarny kornet. Na szyi zawiesiła srebrny medalion z triskelionem. W milczeniu przyglądała się starszemu bardowi.
- Jak mniemam, poznam twoje imię i powód wezwania? – zagadnął lutnista. Kątem oka zauważył niewielki kształt, przemykający pod ścianą.
- Możecie mi mówić Savar, mości pani Natterkönig – dygnęła sztywno. – Chcę, abyście udzielili mi lekcji. Chodzą słuchy, że umiecie panować nad smokami. Pragnę poznać tę sztukę.
Bard uniósł brwi w niemym zdziwieniu.
- Nie przyjmuję już uczniów, moja panno. Nie spełnię więc twojej prośby. Jeśli to wszystko, pozwolisz, że się pożegnamy.
- Nie rozumiemy się, panie Natterkönig. Ja nie proszę. Ja żądam. Bo widzisz, rzuciłam zaklęcie podobne trupiej świecy. Dopóki ja nie zechcę, nie opuścisz astralu.
Jeśli lutnista poczuł niepokój, nie dał tego po sobie poznać.
- Dobrze. W takim razie pozwolisz, że usiądę? – w piwnicy rozległ się łagodny, podparty dźwięk lutni. Astral zareagował natychmiast, tworząc prosty drewniany stołek. Savar sapnęła, marszcząc czoło. Przez moment kornet próbował zdominować melodię, ale szybko dała za wygraną. Mistrz Natterkönig usiadł, opierając główkę lutni o kolano. 
- Udzielę ci dzisiaj pewnej lekcji – odezwał się. – Jesteś bezczelna. Znam co prawda wielu bardów, których Minstrel obdarzył tą cechą, ty jesteś jednak do tego pewna siebie i pokładasz zbyt wielką wiarę we własne umiejętności. A takie połączenie może cię kiedyś zgubić na trakcie. Ucz się więc! – mimo że wyobrażenie lutni cały czas spoczywało nieruchome, piwnicę wypełnił odgłos strun. Tym razem jednak brakowało w nim słodkości zwyczajnej temu instrumentowi. Lutnia odezwała się dziko, drapieżnie, szarpana w sposób, który łamał wszystkie zasady zawarte w mądrych traktatach. Zaraz też melodii odpowiedział niski pomruk, z każdą chwilą nabierający mocy. Niepozorny kształt oderwał się od cieni i począł rosnąć. Savar sięgnęła po kornet, nabrała powietrza w płuca, jednak ryk zagłuszył dźwięk instrumentu. Do dziewczyny zbliżał się smok. Olbrzymi, pokryty szarą łuską. Ni to kroczył, ni to pełznął po kamiennej posadzce, z bursztynowymi oczyma wbitymi w ofiarę. Uniósł łeb i wyrzucił z paszczy strumienie ognia. Płomienie z rykiem ogarnęły piwnicę. Savar uniosła ręce, próbowała się zasłonić. Udało jej się nagiąć astral do swojej woli, ogień z sykiem zgasł tuż przed nią. Natterkönig siedział niewzruszony, przyglądając się pojedynkowi młodej bardki ze smokiem. Bestia ryknęła i sypiąc iskrami z paszczy, rzuciła się na dziewczynę. Ta nie zdążyła uskoczyć. Szpony zgrzytnęły jednak o posadzkę, gdy umknęła z astralu. Smok prychnął z niezadowoleniem. Zaraz jednak lutnia odezwała się łagodnie, kojąco. Podziałało. Stwór począł się kurczyć i rozpływać w cieniu. Gdy zniknął całkiem, Mistrz Natterkönig westchnął ciężko. Dopiero kiedy upewnił się, że jest sam w astralu, ukrył twarz w dłoniach. Ten pokaz siły kosztował go zdecydowanie zbyt wiele wysiłku.
              Tymczasem z cienia wyłonił się perski kot. Bard podniósł głowę i uśmiechnął się na jego widok.
- Rychło w czas, przyjacielu – powiedział, odsuwając lutnię. Kocur wskoczył na kolana i zamruczał od niechcenia. Po czym ugryzł barda w dłoń. Tak w ramach przyjaźni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz